Romek
ArcaniA: Gothic 4
„Oni wrócą, nie wszyscy oczywiście, ale niektórzy wrócą.” Murdra odstawiła dzban i wzięła tacę z kuflami pełnymi miodu, po czym ruszyła do stolika pełnego ciekawskich członków gildii wojowników.
– Złazić z drogi! – syknęła przeciskając się przez krzepkich mężczyzn.
Drwale wyglądali na zmęczonych, poturbowanych, wręcz półżywych.
Mieli na sobie podarte zbroje na których widniało godło Lorda Gawaana. Byli ubrudzeni krwią, błotem i kurzem. Nikt z nich nie wyszedł z bitwy bez szwanku. Ich rany były owinięte w brudne bandaże. Noga Grengera była umieszczona w szynie lekarskiej.
No dalej Grenger  – Murdra usłyszała Rautera stawiając tacę na stół – Chcemy wiedzieć o wszystkim co tam się wydarzyło.
Grenger z niechęcią pokiwał swoją głową:
– Bolą mnie kości, Rauterze – jęknął – a moje gardło jest suche.
– Podłóż nogę na czymś wysokim i napij się – Rauter złapał za kufel i podał drwalowi. Ten posłuchał rad wojownika i położył swoją ranną nogę na krześle po czym wziął duży łyk miodu. Wzdychając zapytał:
– Co chcecie wiedzieć?
– Wszystko –
odparł Rauter.

Grenger ponownie kiwnął głową od niechcenia:
–  Nie starczyłoby na to nocy, a ja jestem zmęczony jak pies – odpowiedział ziewając – Przybyliśmy tu by powiedzieć wam, że wciąż żyjemy.
– Tak, a ponieważ jesteście wojownikami to nie pomyśleliście, że ktoś włamał się do naszej szopy i pobił nas przez pomyłkę – dodał jeden z drwali.
– To też – dodał Grengar.
– Powiedzcie chociaż jak udało wam się uciec.
Grengar wziął kolejny łyk ze swojego kufla:
– Dobrze. To było wczoraj, bladym świtem. Paladyni zaatakowali wąwóz, były ich setki. Totalnie rozbili kilka stanowisk, w tym nasze. Walczyliśmy jak mężczyzna z mężczyzną, jednak zmasakrowali by nas, gdyby Lord Gawaan nie przybyłby na odsiecz z oddziałami królewskimi. Paladyni wycofali się dzięki niemu.
Grengar jęknął po czym złapał się za nogę:
– Po tym jak nasze stanowisko zostało obronione, oddziały królewskie rozkazały nam zabrać rannych do medyków znajdujących się w Dolinie Krwi. Nikt nie miał nic przeciwko opuszczeniu pola bitwy, poza tym sami byliśmy też ranni. Na miejscu okazało się, że nie ma tam żadnego strażnika, który mógłby rozkazać nam wracać na pole bitwy. W ten sposób znaleźliśmy się tutaj. Po drodze spotkaliśmy Craglana w lesie. Najpierw pomyślałem, że jest tchórzliwym psem, gdyż nie chciał poprowadzić wojowników do walki,  jednak ostatecznie byłem szczęśliwy, że znowu  go zobaczyłem. Przeprowadził nas przez Dolinę, przez wąwóz do Stewark.
Grengar znowu napił się miodu, po czym chciał kontynuować, gdy drzwi to tawerny otworzyły się przy dźwięku głośnego skrzypienia zawiasów. Grengar zawahał się, patrzył w stronę drzwi. Murdra zobaczyła jak Lisela weszła wolno i niepewnie, jakby bała się przestąpić przez próg. Grengar westchnął pocierając swoją twarz obiema rękami. Liesela tymczasem wyciągnęła szyję w kierunku drwali, którzy byli obstąpieni chmarą  wojowników. Po chwili znalazła się tuż obok:
 – Gdzie jest Lorn? – zapytała z drżącym głosem.
Grengar spojrzał w górę:
– Nie ma go tu – powiedział cichym głosem, jęcząc jednocześnie z bólu. Wargi Liseli drżały. Grengar położył dłonie na jej ramionach:
– Lornowi nie udało się.
– Nie żyje –
szepnęła. Łzy płynęły po jej policzkach. Gengar chciał ją przytulić ale odepchnęła go:
– On nie może być martwy. Czułabym to gdyby zmarł, tutaj! – Uderzyła w swoją pierś – Widziałeś go martwego? Na własne oczy?
Grengar zaprzeczył ruchami głowy:
 – Nie, ale…
Liesela nie pozwoliła mu skończyć:
– Wiedziałam! – odwróciła się i pośpieszyła w kierunku drzwi. Kiedy dotarła do dziedzińca, zaczęła rzewnie płakać. Grengar patrzył ze smutkiem w oczach na to jak wychodziła. Murdra jeszcze przez jakiś czas słyszała zawodzenie Liseli, które stopniowo cichło wraz z tym jak ta oddalała się od karczmy.

– Co z pozostałymi rybakami? – spytał Rauter po dłuższej chwili ciszy.
– Nie żyją – odparł Grengar.
– Co się właściwie stało?
– Spytaj jego –
Grengar spytał wskazując na młodego mężczyznę ubranego w ten sam strój co drwale. Wyglądał na pobitego i poturbowanego, jednak Murdra nigdy wcześniej go nie widziała.
– On był w ich oddziale i to on powiedział nam co stało się z Lornem i pozostałymi rybakami.
– Dobrze, więc co się z nimi stało? –
Rauter zapytał ponownie, tym razem zwracając się do nieznajomego.
Młodzieniec wzruszył ramionami:
– Grengar powiedział ci już o tym co najistotniejsze. Byliśmy ulokowani dalej, w głębi wąwozu. Dwa stanowiska od przestrzeni między nami, a wrogiem. Zobaczyłem, że Paladyni masakrują ludzi na froncie, potem przyszli po nas, psy. Rycerz z Setarrif, który nami dowodzili, krzyczał, że powinniśmy utrzymać linię frontu, po czym został przytwierdzony do drzewa przez grot wystrzelony z kuszy. Wtedy wziąłem nogi za pas i uciekłem. Ci, którzy próbowali powstrzymać Paladynów zostali wycięci co jednego. Wasi rybacy również.
– Porzuciłeś ich? – krzyknął Rauter.
Nieznajomy kiwnął głową ze smutkiem:
Tak, uciekłem. Dzięki temu żyję, a twoi przyjaciele są martwi.
– Ty tchórzliwy szczurze –
Rauter ryknął zataczając rękawy – Z twojej twarzy zaraz poleje się krew.

Ruszył w stronę młodzieńca, ale Grengar chwycił go za ramię:
– Zostaw go w spokoju – powiedział stanowczo.
– Niby dlaczego?
– Ponieważ wasza gildia wojowników nadal tu siedzi popijając miód, kiedy inni giną. On sam nic nie mógł zrobić. Jeden człowiek nie uratowałby naszych przyjaciół.
– On nadal nie jest w stanie powiedzieć w stu procentach, czy oni żyją czy nie –
Rauter wyślizgnął się z uchwytu drwala – Przecież nie ma oczu z tyłu głowy.
– Ich stanowisko było otoczone, a Paladyni nie biorą jeńców –
odpowiedział Grengar – Uwierz mu, oni nie żyją.
Rauter warknął sfrustrowany, po czym opuścił swoje pięści.
„Śmierć to śmierć” – pomyślała Murdra – „Co teraz zamierzacie zrobić?” Poczuła jak żal rośnie w jej sercu, ale szybko to zdusiła. Wciąż był interes do załatwienia. Gryząc dolną wargę, rozmyślała kto mógłby chcieć kupić rybackie łódki. Kiedyś miała wystarczająco dużo miłośników miodu, ale teraz to się skończyło.