Romek
ArcaniA: Gothic 4
Krwawe Żmije

Niewiele pozostało na talerzu po kolacji, którą Murdra spożyła po powrocie z jaskini Rautera. Gospodyni stała teraz w kuchni. Jej pachy były przemoczone potem, a na języku czuła gorzki smak żółci. Szukała po omacku drewnianą nogę męża, którą po śmierci Belgora trzymała w pobliżu waz na zupę. Chwyciła ją drżącymi palcami, ale to nie pomogło opanować jej nerwów. „Oni nadchodzą”- myślała bez przerwy.  „Oni nadchodzą!” – myślami widziała Rozłupaną Dziewicę jako kupę dymiącego gruzu, ze spaloną na popiół nogą Belgora. „Nie!” – Murdra mamrotała stanowczo, przykładając drewnianą nogę do piersi. „Nigdy im na to nie pozwolę” – mówiła sama do siebie. „Nie ważne jak!” – chwyciła nogę mocniej, po czym rozejrzała się po karczmie.

Jej klienci  byli skupieni obok okna, które usytuowane było od strony morza. Przypierali swoje nosy do szkła, kłócąc się przy tym hałaśliwie. Obserwowali niewyraźnie kształty, wyłaniające się zza mgły.

Żagiel!
– Gdzie?
– Tam! Co najmniej dziesięć!
– Nie widzę żadnych żagli.
– Jesteś ślepy?
– To? To są drzewa!
– To drewniane części żagli, głupku!
– To do nikąd nas nie zaprowadzi!
– głos Rautera przebił się przez trajkot – Ta cholerna mgła niepokoi nas, prawda? Powinniśmy zgasić światła. Nie znajdą nas, jeśli to zrobimy!
Z tłumu można było usłyszeć pojedyncze przytakiwania. Klienci powoli zaczęli gasić wszystkie latarnie i świece, które byli w stanie dosięgnąć.

– Dlaczego nie zostawisz świec palących się? – Murdra nie mogła rozpoznać tego głosu. Nieznajomy siedział blisko wejścia, tuż obok lady. Nie zauważyła go wcześniej. Był ubrany w skórzany żakiet, pod którym znajdowała się biała koszula z szerokimi rękawami, a jego siwe włosy były spięte w koński ogon. Na jego stoliku leżała szabla włożona w zdobioną pochwę.

Tylko tego było mi jeszcze trzeba – pomyślała gospodyni – Pirat!
Rauter zatrzymał się przy stoliku pirata:
Myrtańczycy nachodzą – tłumaczył – musimy się chronić, czyż nie?
Siedząc w ciemności? – odpowiedział pirat.
Nie znajdą Rozdartej Dziewicy jeśli tak zrobimy.
Pirat uniósł brew:
Jeśli Myrtańczycy są tam naprawdę, to już wiedzą o tawernie oraz wiedzą, gdzie ją znaleźć. Nawet jeśli nie znajdą gospody dzisiaj, znajdą ją jutro.
– Niech to cholera, masz rację – Rauter  przeklął – Więc co powinniśmy zrobić?
– Nic – odpowiedział pirat.
– Nic? Oni potną nas na paseczki!
– Nie jesteście wojownikami. Paladyni będą naciskać na was, opowiadając kazania o Innosie, cnotkach i innych tego typu, ale was nie zabiją.
Słyszałem coś innego – krzyknął Grengar. Stał w pobliżu, trzymając nerwowo swój topór.
– Słyszałeś jałowe plotki – parsknął pirat.
Grnagar chciał coś odpowiedzieć, ale ktoś go wcześniej uciszył:
– Słyszę jakieś kroki na dziedzińcu!
– Myrtańczycy!
– Nadchodzą!

To nie Myrtańczycy – powiedział pirat – To przyjaciel.
– Skąd wiesz? – Grengar mamrotał z podejrzliwością w głosie.
– Przeszliśmy razem długą drogę – odpowiedział pirat – rozpoznaję dźwięk jego kroków.
– Kłamiesz
– syknął Grengar – Szpieg, oto kim jesteś! Chcesz wystawić nas na łaskę Myrtańczyków, ale nie oszukasz nas, drwali ze Stewark! – podniósł swój topór i ulokował się przed drzwiami. Nieznajomy przewrócił oczami, potrząsając przy tym głową, ale nie miał zamiaru chwytać za swoją szablę. Wszyscy gapili się na Grengara. Murdra zauważyła, że jego barki trzęsą się.
Drzwi gwałtownie się otworzyły.
„Innos nas ocali” – pomyślała Murdra, przyciskając mocniej drewnianą nogę do piersi. Przez próg przeszedł ciemnoskóry wojownik z napiętymi mięśniami.  Miał na sobie ciężką, skórzaną zbroję wzmocnioną elementami żelaznymi. Pancerz ten pozostawiał jednocześnie odsłonięte muskularne ramiona. Trzonek potężnego, dwuręcznego topora wystawał zza jego pleców. Murdra widziała już kiedyś podobnego wojownika, ale tamten nie miał ogromnego topora na swoich plechach, ani nie trzymał w ręku żelaznej rękawicy, z których w dodatku skapywała krew.

 

Grengar stał bez ruchu.  Ciemnoskóry wojownik, marszcząc czoło, rzuci w kierunku drwala i jego siekiery kuriozalne spojrzenie:
Co to? – spytał spokojnie, wskazując na broń.
– Yhh… mój topór – wyjąkał Grengar.

Ciemnoskóry wojownik zaśmiał się:
– To co najwyżej siekierka, chłopcze – sięgnął ręką za plecy – To jest topór!
Wojownik zostawił Grengara w spokoju i ruszył w stronę nieznajomego siedzącego obok stolika. Grengar opuścił swój topór. Śledził ciemnoskórego swymi oczyma, z bezsilnością na twarzy. Na jego czole dało się dostrzec krople potu.

– Tutaj – powiedział ciemnoskóry wojownik, rzucając na stół żelazną rękawicę, na której wymalowany był wąż, czerwony jak krew, która z niej skapywała.
Pirat spojrzał na to przedziwne godło:
– Krwawe Żmije?
– Około dwóch tuzinów – potwierdził wojownik – Przycumowali tu łodzią, nieopodal, na plaży. Złapałem jednego z ich zwiadowców, kiedy ten zastraszał jakąś dziewczynę.
– Julvie?
–Rauter spytał ze strachem w głosie.
– Skąd mam wiedzieć? Wyrzygała się kiedy odciąłem tą rękę i uciekła w mgłę.
– Krwawe Żmije to Myrtańczycy?
– spytał Rauter.
Pirat potwierdził skinieniem głowy:
– To najemnicy, ludzie Drurhanga o… nie najlepszej reputacji.
– Co masz na myśli? – zapytał Grengar.

Ciemnoskóry wojownik spojrzał na niego spod czoła:
Czas, byś pokazał nam co potrafisz zrobić z tym twoim toporkiem, chłopcze – powiedział szorstko. Oddalił się od stoliku i pokierował się w stronę schodów.
– Przywitaj ich ciepło, mój przyjacielu – pirat krzyknął za nim – tylko tym razem poczekaj, aż kilku zbierze się w karczmie!
– Taa… – odpowiedział wojownik wchodząc po schodach na górę. Zniknął za rogiem, ale Murdra wciąż słyszała skrzypienie swoich schodów. Głośne tąpnięcie stuknęło tuż nad nią, po chwili kolejne. „Zniszczy balustradę nad galerią… pies” – pomyślała wpatrując się w kilka wiórów drewna, które spadły z drewnianej belki na ladę.

– Żadnego unikania walki? – spytał Rauter.
Tak – odpowiedział pirat – Wszyscy z łukami powinni pójść na górę, na balkon, skąd będą mogli ostrzeliwać dziedziniec. Reszta powinna ukryć się w stajniach i zaatakować Krwawe Żmije od tyłu. Ale czekajcie, aż usłyszycie pęknięcie czyjejś czaszki od topora mojego przyjaciela. To będzie nasz sygnał.

Ludzie odeszli od stołów. Niektórzy poszli za ciemnoskórym wojownikiem na górę, inni  udali się do stajni. Pozostała tylko Murdra wraz z Rauterem. Pirat podniósł swoją szablę szpicą do góry:
– A co z tobą?
– Będę cię osłaniał
– Rauter odpowiedział – będę zabezpieczał drzwi od kuchni. Jeśli jeden z nich wejdzie tu ze swoją zakazaną mordą, odetnę ją mu.

Pirat kiwnął głową:
– A ty? – spojrzał na Murdrę.
– Zostaję za ladą – odpowiedziała stanowczo.

Pirat wzruszył ramionami, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku piwniczki z winem na tyłach karczmy. Murdra usłyszała głuchy dźwięk – pirat zaryglował dwudrzwiowe wyjście na dziedziniec. Rauter podszedł do drzwi od kuchni, przekręcił klucz w zamku i sprawdził czy są dobrze zamknięte.
– Nie martw się – powiedział do Murdry, po czym dołączył do niej za ladą.

Kolejne chwile wydawały się być wiecznością. Murdra słyszała odgłosy kroków i zgrzytanie broni na dziedzińcu. Rauter przykucnął za ladą:
– Lepiej się ukryj! – szepnął, ale Murdra stała nadal uparcie. Chciała zobaczyć to, co właśnie miało się wydarzyć w jej karczmie. Chwilę później było już za późno na zmianę zdania – drzwi otworzyły się z hukiem. Tuzin najemników z krwisto czerwonym wężem na klatce piersiowej wdarło się do wnętrza. Dwaj z nich załadowali kusze, inni byli uzbrojeni w miecze i pałki. Jeden z nich spojrzał z uśmiechem w kierunku Murdry.
– Hej Tock, spójrz na to. Ona jest jeszcze brzydsza od twojej ostatniej dziewki! – kroczył dumnie do lady, śmiejąc się przy tym. – Nie ma tu nikogo więcej? – uśmiechał się szyderczo.
Murdra pośpiesznie zaprzeczyła gestem głowy. Najemnik zaśmiał się ponownie, po czym splunął na podłogę:
Dobrze, wykurzymy ich stąd ogniem. Wystarczy nam mały płomyczek – chwycił Murdrę za gardło – Czy przypadkiem nie było tu brzydkiego gnojka o ciemnej skórze z wielkim toporem?
Murdra nie odpowiedziała. Walczyła o każdy oddech.

– No dalej, gadaj co wiesz. Może zostawimy wtedy tą ruderę w jednym kawałku – najemnik rozluźnił dłoń ściskającą gardło kobiety. Murdra łapczywie nabierała powietrza do piersi. Nagle usłyszała głośne dźwięki trzaskającego drewna, dochodzący znad jej głowy. Ciężka belka drewna, pochodząca z balustrady nad galerią, ułamała się. Spadła prosto na przywódcę najemników, miażdżąc jego głową na ladzie. Zmieszani kusznicy przygotowali się do strzału, ale nie wiedzieli w co mają celować. Po chwili, z okrutnym krzykiem, ciemnoskóry wojownik zeskoczył z galerii powalając jednego z ludzi.
– Jestem Gorn – krzyknął podnosząc swój topór – Kto ma ochotę na zabawę?

Najemnik stojący przed nim nie zdążył odpowiedzieć. Chciał podnieść tarczę, ale był zbyt wolny. Topór uderzył w jego hełm rozcinając go na pół. Reszta rzuciła się do ucieczki, w kierunku drzwi do piwniczki z winem. Tam jednak drogę zastąpiła im szabla pirat. W tym samym czasie Rauter wyskoczył zza lady i wbił swój miecz w szyję najemnika próbującego uciec inną droga.
– Kocham to gówno! – Krzyczał Gorn szturmując na swoich przeciwników.

Więcej krzyków i zgrzytów broni dobiegało z dziedzińca. Murdra wpatrywała się w najemnika, którego rozpłaszczona głowa leżała na ladzie. Ponownie poczuła gorzki smak żółci w gardle.”Muszę się stąd wydostać” – pomyślała, po czym pobiegła do drzwi od kuchni, majstrując przy zamku. Gdy je otworzyła, niewyraźna postać wyłoniła się z mgły. Murdra uderzyła napastnika drewnianą nogą w jego hełm. Ten potknął się, po czym gospodyni uderzyła go ponownie, tym razem prosto w nos.

Najemnik upadł na kolana, krwawiąc z nosa. Próbował skupić swój wzrok na kobiecie. Ta zamachnęła się do kolejnego uderzenia, lecz napastnik chwycił na protezę i wyrwał ją z rak Murdry. Ta ruszyła do ucieczki, po chwili znajdowała się już na drodze za karczmą. Obejrzała się – ledwie dostrzegła płot z desek, którego kontury przebijały się przez mgłę. Dźwięk walki cichł wraz ze odległością jaką Murdra pokonywała. Zatrzymała się, by chwile odetchnąć. Wtedy przypomniała sobie, że zostawiła nogę Belgora. „Zgubiłam ją, na zawsze” – pomyślała – „Chciałam ją zatrzymać”. Było już za późno. Nagle usłyszała za sobą czyjeś kroki i krzyki. „Są za mną!” – pomyślała, potykając się na drodze. Pobiegła na wzgórze prowadzące do lasu. Po chwili dotarła do pierwszych drzew. Kiedy przebiegała obok wielkiego głazu, ktoś złapał ją i pociągnął na ziemię. Chciała krzyczeć, ale nie była w stanie, gdyż oprawca zatkał jej usta wielką dłonią. Kiedy skupiła swój wzrok na napastniku, spotrzegła znajomą twarz Craglana.

Przywódca gildii wojowników przystawił pionowo palec do swoich warg. Po chwili usłyszała pękanie gałązek w dole. Pasmo mgły kłębiło się daleko stąd, tak więc była w stanie dostrzec człowieka, który ją  ścigał. Craglan zabrał palce ze swoich warg po czym wycelował w najemnika. Szum strzały przedzierającej się przez powietrze zagłuszył cichą noc. Napastnik zachwiał się, upadł na ziemie i potoczył w dół wzgórza.
– To był jedyny, który cie gonił? – spytał szeptem Murdrę.
– Nie wiem – jęknęła.
Nasłuchiwała jakichkolwiek dźwięków pogoni, lecz jedyne co słyszała to krzyki w oddali.
– Przepadło. Na zawsze! – krzyknęła.
– Co przepadło? – spytał wojownik.
– Noga Belgora – zaszlochała – Upuściłam ją w kuchni. Chciałam ją zatrzymać. Przysięgałam, że tak będzie. A teraz spłonie razem z Dziewicą!
– Nie wydaje mi się – odparł Craglan podnosząc się – Słuchaj!
Od strony tawerny dobiegały odgłosy radości. Walka dobiegła końca. Murdra wstała po czym zbiegła z powrotem ze wzgórza. Gdy przeszła przez drzwi do kuchni, zobaczyła stojącego pirata za lada, który oglądał nogę Belgora.

– To twoje, prawda? – zapytał.
Murda przytaknęła, opierając się pragnieniu wydarciu mu jej z rąk.
– To jest imponująco fachowo wykonane – powiedział podając jej nogę, przytakując przy tym głową.
Wzięła ją z wielkimi emocjami. Przeciągnęła koniuszkami palców po drewnie. Wszystkie nacięcia, wszystkie rysy były na swoim miejscu:
– Król Ethorn rozkazał ją wykonać. Dla moje męża – powiedziała.
– Rozumiem.
Podała mu swoją rękę:
– Jestem Murdra.
– Diego – odpowiedział pirat, potrząsając jej ściśniętą dłonią.