po kompanii strażników, którzy eskortowali dostawę, natomiast nie było wśród nich Bullita.
Diego przyśpieszył wówczas kroku, wiedział bowiem, że jeśli zakończono ogłaszanie
wyroku, biedak, którego zrzucono miał wątpliwie przyjemne spotkanie z pięścią Bullita.
Niejednokrotnie dochodziło do sytuacji, gdzie przywódca grupy eksportowej wyładował złość
na nowym skazańcu tak intensywnie, że jedynie co pozostawało to biedaka pochować.
Wychodząc z obozu przed Diego rozpościerało się jałowe pole, z rosnącymi gdzieniegdzie
krzaczkami oraz ogromnymi na kilkadziesiąt metrów drzewami. Po lewej stronie widok na
dalsze rejony zasłaniał potężny masyw skalny. Z tamtej strony wypływała także rwąca,
szeroka rzeka, nazywana przez miejscowych Starą Rzeką. Jej lewy brzeg, bliżej lasu,
opanowany był przez rój latających robali. Wyglądem przypominały przerośnięte komary,
jednak wąski odwłok zakończony niezwykle ostrym żądłem przyprawiał każdego, kto je
napotkał o ciarki. Te Krwawe Muszyska trzepotały swoimi skrzydłami, krążąc między
granicznymi drzewami ciemnego, potężnego lasu, a bujnymi trzcinami Starej Rzeki.
Naprzeciwko bramy do Starego Obozu, w odległości kilkudziesięciu metrów znajdował się
jedyny most, który umożliwiał bezpieczne przejście przez rzekę. Chociaż, “bezpieczne” też
nie jest tu odpowiednim słowem. Most bowiem był zlepkiem kilku szerokich na metr dech
zbitych ze sobą linami i gwoźdźmi, z występującymi gdzieniegdzie dziurami, do których
śmiało zmieścić mógłby Goblin. Diego przekraczał ten most niejednokrotnie. W końcu to
tędy prowadzi ścieżka do Placu Wymian – miejsca, do którego i teraz zmierzał. Poza tym,
dla własnej przyjemności, wychodził tędy na polowania. Skręcał wówczas w stronę gęstego
lasu, gdzie znikał na długie godziny. Tym razem Diego miał zamiar skręcić w prawo.
– Za Gomeza! – zakrzyknął Diego do dwóch odzianych w czerwone tuniki mężczyzn,
stojących przed mostem.
– Za Gomeza! – odkrzyknęli wspólnie – Dostawa, Bullit nie wraca, a teraz ty tam zmierzasz?
Czyżby świeże mięso? – zapytał szyderczo strażnik mostu.
– O ile tylko zdążę – westchnął głęboko. – Ostatnio ten człowiek przesadza, a mi się to nie
podoba. – Chcąc powiedzieć coś jeszcze Diego zaskoczony został przez potężny grzmot,
który musiał być słyszalny w całej Dolinie. Na niebie zaczęły nagle pojawiać się rozmaite
wzory, jakby łuki elektryczne krążące po sklepieniu. Z pięknego błękitu, którym niebo
zachwycało od rana nie pozostało ani śladu. Łuna fioletowego światła otoczyła całą Dolinę.
Co kilka chwil nastąpiło wyładowanie elektrycznie z potężnym hukiem. Diego na ten widok
opadły brwi, oczy pokryły się szkłem, a on sam w milczeniu oddalił się od mostu, kierując się
na Plac Wymian. W jego głowie krążyło wówczas wiele myśli, podniebny taniec kolorów i
wyładowań sprawił, że Diego oblała nostalgia, tęsknota i jednocześnie smutek, wiedział
bowiem, że tutaj umrze, zamknięty w Kolonii Karnej. Porucznik Cieni szedł dalej, tym razem
trochę mniej pewnym krokiem, mając oczy dookoła głowy. Wśród huków i trzasków
dochodzących z niebios usłyszeć można było gdaczące ptaszyka, choć żadnego na