Dym nad górami.
Orkowie w dolinie krwi po boju. To tu Ethorn IV pokonał Lorda Trontera
Ciężka chmura czarnego, gęstego dymu wisiała nad doliną krwi, powoli przesuwając się ze strony Góry Białego Oka. Murda spojrzała na to z zaniepokojeniem. Silny wiatr rozrywał górne części chmury. Murdzie zdawało się, że już czuje dym.
„Przeklęta wojna” – pomyślała i poszła na tył, do ogrodu. Z karczmy dochodziły krzyki gości.
„Ognista pokrzywa i ogniste ziele” – mówiła cicho. Nie zostało ich dużo. W pośpiechu wyrwała wszystko co jeszcze rosło i wrzuciła to do plecionego kosza. Przez dziurę w płocie spostrzegła dwóch mężczyzn zmierzających z Doliny Krwi do jej karzmy. Jeden z nich kulał.
„To wszystkie” – pomyślała wyrywając ostatnie ziele, po czym wstała. Po chwili Murda zauważyła kolejną postać, która biegła do karczmy. Popatrzyła na nią chwilę i ruszyła do drzwi kuchni.
„To wszystko co zostało” – Belgor wskazał palcem na kończącą się strawę, gdy Murda weszła do kuchni.
„To zostaje tutaj!” – odpowiedziała stanowczo
Chłopak stał przy stole i nalewał wodę do kufli od piwa. Tego brakowało z powodu wojny. Dwa dni temu, w czasie gdy bunt był bliski upadkowi, Murda była optymistką jeśli chodzi o zaopatrzenie. Wtedy to dorożki z dostawą zjawiły się na jej zajeździe, robiąc przy tym wiele hałasu. Ona nie zwracała na to uwagi, dopóki dostawcy nie zaczęli awantury. Murda, wraz z mężem, chłopcem i siedmioma postawnymi drwalami uzbrojonymi w topory, postanowiła przywrócić awanturników do porządku. Skończyło się na połamanym nosie. Towar jaki wtedy zdobyli, już sie skończył.
Murda wzięła dzban pełen wody oraz kosza, otworzyła drzwi zabezpieczone łańcuchem i wyszła na salę. Był tam taki tłok, że chłopi, drwale i żołnierze deptali sobie po stopach, a w powietrzu unosił się fetor potu, dymu i krwi. Jakiś żołnierz zatarasował gospodyni drogę do schodów. Był ranny – jego głowa była przepasana bandażem „Wody” – krzyknął, pchając swój pusty kubek pod sam nos kobiety.
„Zejdź mi z drogi” – syknęła popychając go.
Schody były również pełne ludzi.
„Pasożyty” – pomyślała, po czym przedostała się na poddasze, łączące gospodę ze stajnią.
Na zewnątrz panował chaos. Furgony z dorożkami oraz namioty zajmowały całą powierzchnię podwórza. Cztery trupy leżały przed stajnią. W powietrzu unosiła się woń rozkładających się ciał. Na środku tego burdelu, tłum otoczył jakąś bryczkę wraz z woźnicą.
„To zostaje tutaj!” – krzyczał rozwścieczony handlarz.
„Myślisz, że zamierzam czekać, aż Lord Tronter wykończy Ethorna i wyśle ludzi do Stewark?” – woźnica ruszył wóz. – „Albo zabierzesz swój namiot, albo po nim przejadę” – krzyczał do handlarza.
„Tylko spróbuj, a twoją twarz zaleje krew” – handlarz nie zamierzał ustąpić.
Murda postanowiła nie ingerować w kłótnie i ruszyła dalej. Jeszcze przez jakiś czas słyszała krzyki.
Jilvie, młoda kobieta, stała obok drzwi do sypialni. Jej twarz była cała we krwi i piachu. Mimo swego stanu, ukłoniła się na znak powitania.
„Proszę” – Murda podała jej dzban z woda.
Jilvie spojrzała na gospodynię oczami pełnymi strachu.
„Oni… oni czekali na nas” – młoda kobieta jąkała się – „Groma, ja…” – zaczęła płakać. Łzy spływały jej po policzkach. Murda wepchnęła jej w ręce dzban z wodą.
„Pij” – powiedziała, po czym zostawiła dziewczynę weszła do środka.
Zamek na wyjściu z „Paszczy Grzeszników”” |
Pokój był zapchany Łózkami, na których leżeli ranni. Niektórzy stali oparci o ściany. Co chwilę ktoś jęczał z bólu. Grom leżał nieprzytomny na dużym, dębowym stole. Był bez nogi, a jego krew skapywała na podłogą tworząc kałużę. „Tu jesteś” – powiedział do Murdy uzdrowiciel Danken, odkładając piłę. Był cały e krwi.
„Tu masz wszystko” – Murda podała mu kosz.
„Miejmy nadzieję, że Ricklen znajdzie zioła lecznicze w Orkowym Lesie, które potrzebuje” – powiedział Dankę, po czym odwrócił się do Craglana, arcymistrza Gildii Wojowników. Z jego boku wystawała strzała. Murda widząc to, skrzywiła twarz.
„Ricklen to dobry chłopak” – powiedział Craglan kaszląc – „Nie zawiedzie nas.” Danken nadal oglądał ranę Craglana.
„Grot został w środku. Jeżeli żebra są złamane, to szpik wyleje się zakażając krew lub zrobi się zakrzep – wtedy przeżyjesz.”
„Cholerni paladyni” – warczał Craglan. Krzywił twarz z bólu – „Ktoś musiał powiedzieć im o naszych planach.”
Murda przypomniała sobie wtedy o nożu, Gonterze i postaci uciekającej do Orkowego Lasu. Nie mówiła jednak o swoich podejrzeniach.
„Mów dalej” – Danken wyciągnął szczypce ze swej torby. Murda chciała wyjść, jednak uzdrowiciel złapał ja za rękę i kazał trzymać rannego.
„Złapali nas w pułapkę w pobliżu wyjścia z Paszczy Myśliwego, odcinając nas od Ethorna i jego ludzi” – mówił Craglan, patrząc na Dankena, trzymającego rozgrzane narzędzia do operacji.
„Cztery dni, nikt nie myślał, że walka potrwa tak długo!” – powiedział ktoś z sali – „Mówi się, że Lord Tronter otrzymał wsparcie z kontynentu.”
„Niektórzy mówią, że Generał Lee osobiście poprowadził atak w Dolinie Krwi” – dodał jakiś łucznik.
„Bzdura” – Craglan krzyknął, gdyż Dankę zabrał się za wyciąganie grota. Zaczął się trząść, jednak Murda przytrzymywała go – „Bzdura” – krzyczał dalej, ponieważ uzdrowiciel wciąż męczył się z wyciagnięciem grota.
„Chyba będzie lepiej na zimno” – zaproponowała Murda.
„Masz rację” – Danken kontynuował operację. Craglen wciąż trząsł się z bólu.
„Generał Lee” – kręcił głową Danken, mecząc się z wyciągnięciem gorta – „Jak mógł tak szybko dotrzeć z pomocą dla Trontera? To niemożliwe. Ma dość własnych problemów w Myrtanie.” – wytarł pot z brwi – „Co z Ethornem?”
„Widzieliśmy go z daleka” – odpowiedział z bólem Craglen – „Miał pomoc Torgaan. Jeśli ktoś uratował jemu skórę, to tylko czarni wojownicy.”
Danken dał sygnał Murdzie – „Teraz” – ta mocno złapała arcymistrza i przycisnęła go całym ciężarem swego ciała. Danken ciągnął grot. Craglan krzyknął i zemdlał.
„Mam to” – Danken trzymał zakrwawiony grot w szczypcach.
Murda miała dosyć. Zabicie kurczaka czy kozy nie było dla niej problemem. Jednak grzebanie w człowieku było ponad jej siły. Wyszła z sypialni i zaczerpnęła świeżego powietrza. Handlarz i woźnica bili się w błocie. Murda obserwowała ich jakiś czas, dopóki jej uwagi nie przykul jakiś młody mężczyzna w lekkiej zbroi, który biegł w stronę karczmy. Zatrzymywał się co chwilę, by złapać oddech. W końcu zatrzymał się i krzyknął:
„Zwycięstwo! Wygraliśmy bitwę!”
W karczmie zapanowała cisza. Wszyscy patrzeli na młodego wojownika. Nawet handlarz z woźnicą przerwali walkę.
„Ethorn Setarrif pokonał Lorda Trontera w szlachetnym boju” – młodzieniec łapał powietrze do płuc – „Gubernator i Generałowie Myrtany zostali uwięzieni. Ethorn od dziś jest królem Argaan!”
Po chwili ciszy ktoś rzekł nieśmiało – „Niech zyje Ethorn IV! Niech zyje król Argaan!.”
Po chwili wszyscy zaczęli krzyczeć z radości. Murda znowu poczuła dym. Tym razem nie lękała się tego zapachu. Chrząknęła, po czym zeszła na dół kuchni.