Romek
Recenzje Risen 2: Mroczne Wody

Czekaliśmy na tę grę około 2,5 roku. W dniu 27 kwietnia, nastąpiła z dawna oczekiwana premiera, a większość z tych, którzy kupili ją w tym właśnie dniu, już dawno zdążyła ukończyć rozgrywkę.

Rodzi się pytanie, czy gra spełnia nasze oczekiwania? Czy jest tak innowacyjna i niesamowita jak to zapowiadali twórcy? Przekonajmy się.

Story

Zacznijmy od historii. PB zapowiedziało, że będzie to poniekąd ciąg dalszy historii walki z Tytanami, w której sterować będziemy naszym znajomym Bezimiennym z Risen 1, tyle że w konwencji pirackiej. Okazuje się, że morskie potwory uwolnione przez rzeczonych Tytanów, atakują statki uniemożliwiając żeglugę itp. Stalowobrody (super pirat) podobno zna sposób na pokonanie owych potworów wraz z Tytanami, a naszym zadaniem jest odnalezienie go i skłonienie do podzielanie się tą wiedzą. Zresztą, ci którzy grali znają fabułę, pozostali, nie mający jeszcze tej przyjemności, poznają ją w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Sama historia, pomijając kilka nieścisłości jest nawet spójna i logiczna. Nie ma w niej nic oryginalnego (ale w świecie gier coraz trudniej o zajmujące fabuły). Niestety nie ma tu niczego porywającego, spektakularnego lub chociażby przedstawionego w interesujący sposób. Ot, jeszcze jedna gra, w której sterowany przez gracza bohater musi zbawić świat. Norma. Jednym słowem: nie jest pod tym względem źle, ale nie ma ani przełomu, ani nawet wielkiej ekscytacji. Lećmy dalej.

Grafika i animacje

Biorąc pod uwagę wielkość studia PB i jego zwyczajowy (nie najwyższy zazwyczaj) budżet, trzeba stwierdzić, iż grafika jest niezła. Znowu: nie powala na kolana, ale nie jest zła. Lokacje są całkiem przyjemne, tak samo gra światła i cienia. Wschody i zachody słońca potrafią być wręcz spektakularne, a faktura ścian budynków w nielicznych miastach portowych, przyjemna dla oka. Jednak to tyle, co można powiedzieć dobrego. Doczytywanie się roślinności, gdy eksplorujemy mapę (ponoć fanowski patch naprawia ten problem), jak zwykle drewniane animacje postaci, czy ich beznadziejna mimika, powodują, iż mamy wrażenie cofnięcia się o kilka lat wstecz. Twórcy zapowiadali, jaka to będzie rozbudowana gestykulacja NPCów oraz jak sugestywna mimika. Twierdzili, iż obserwując niewerbalną mowę ciała adwersarza, będziemy mogli poprowadzić rozmowę tak, aby osiągnąć zamierzony cel. Niczego z tych obietnic nie dostrzegłem w grze. Postacie są drewniane, dubbing źle zgrany z ruchem ust, a mimika z goła nie istnieje. Gestykulacja nie różni się niczym od tej z G1, więc trudno mówić o innowacjach w tym zakresie. Dalej. Takie statki na przykład. Mamy kilka statków, a każdy ma identyczny rozkład i praktycznie niczym nie różnią się od siebie. Tak trudno było zaprojektować cztery różne jednostki pływające? Nie sądzę. To samo dotyczy różnorodności twarzy NPC. Choć wmawiano nam (po krytyce przy okazji R1), że dołożono starań aby to zmienić, nic takiego się nie stało. Co chwila wpadamy na te same gęby z innymi imionami…

Znowu wiec trzeba powiedzieć: nie ma tragedii (szczególnie biorąc pod uwagę specyfikę PB), ale nie ma za co chwalić, tym bardziej, iż przecież mowa była o najwyższym w historii studia budżecie na tę grę.

Cała reszta

Nie chce mi się, jak również nie widzę sensu rozkładać tej recenzji w dalszym ciągu na elementy pierwsze, wiec reszta będzie takim swoistym miszmaszem… Tak jak i sama gra.

Moim zdaniem gra generalnie jest lepsza od poprzedniczki Risen, choćby pod względem zadań. Tak jak nam obiecano, tak też zrobiono: mamy więcej zadań i na każdym etapie rozgrywki, także teoretycznie nie ma prawa wiać nudą, nie powinno być też sytuacji gdy kręcimy się bez sensu, nie mając nic do roboty, poza głównym wątkiem fabuły. Druga rzecz: większy świat. Do przemierzenia mamy kilka wysp i różnych innych lokacji, a wiec łącznie świat jest znacznie większy, niż w poprzedniczce. Mapy są zaprojektowane w sposób typowy dla niemieckiego studia, a więc dość ciekawie i interesująco. Gorzej jest jeżeli chodzi o różnorodność jaskiń i świątyń, bo ani one zawiłe, ani zróżnicowane, ani nadmiernie rozbudowane…

Jeżeli chodzi o mnogość broni i odzienia (odpowiednik dawnych pancerzy), to także jest lepiej w stosunku do pierwszego risena, ale już w stosunku do poprzednich gier studia, jest mizernie. W dodatku maksymalnie wypasioną broń (czy to palną, czy sieczną- w zależności od obranej ścieżki) dostajemy stosunkowo wcześniej i nie mamy już motywacji ni celu, by szukać lepszej. Nie ma to zresztą większego sensu, gdyż z otrzymanym uzbrojeniem pokonamy każdego przeciwnika w grze, bez względu na poziom trudności. Mamy więc odpowiedź co do poziomu zbalansowania lvl adwersarzy i samej gry. Trudniej pokonać innego pirata w pojedynku na broń białą, niż jakiegokolwiek potwora, zwierzaka lub innego demona…  Pod tym względem lepiej było w Risne 1, gdzie pokonanie ogra lub ghula na początku rozgrywki i na poziomie trudnym, było wręcz niemożliwe. Trzeba dodawać coś więcej?

A propos broni, to głośno zapowiadaną innowacją była broń palna. I rzeczywiście, stanowi ważną innowacje, zastępującą kusze i łuki. Tylko balans chłopakom trochę nie wyszedł, gdyż wystarczy zdobyć muszkiet na poziomie 60 obrażeń, aby poradzić sobie ze wszystkim, co się rusza… Coś tu chyba jest nie tak. Inna rzecz: tak zapowiadane brudne sztuczki? Chyba tylko wystrzał z pistoletu jakoś się sprawdza, podobnie jak kopniak, choć nie ma mowy o zapowiadanej rewolucji. Reszta: papuga, kokos, piasek itp., to nieporozumienie i strata czasu oraz pkt. nauki ( tu chwały).

Btw. Interfejs jest nawet nienajgorszy, dość czytelny i ogólnie do zaakceptowania. Rozwój bohatera także da się przeżyć. Jednym spodoba się bardziej, innym mniej. Tyle, że po pewnym czasie okazuje się, że w zasadzie wystarczy pakować w dwie cechy. Ja rozwijałem cwaniactwo, aby być wypakowanym złodziejem, oraz broń białą i to w zasadzie wszystko. Pod koniec gry miałem kilkadziesiąt tysięcy chwały nierozdysponowanej, gdyż nie widziałem sensu cokolwiek innego rozbudowywać. No może oprócz kilku tysiączków na voodoo, gdyż przy mojej ścieżce było to konieczne. I to wszystko w kwestii rozwoju bohatera.

Jeszcze o voodoo słów kilka: jest wykastrowanym substytutem magii, krok w tył i kpina. Rozumiem sprawę w przypadku broni dystansowej. Zabrano nam łuki i kusze, ale oddano muszkiety i pistolety. Natomiast w przypadku magii, nie ma żadnej… Została unicestwiona, poza faktem, że możemy wejść w czyjeś ciało i nim posterować lub berłem przywołać kogoś z zaświatów… No i może coś jeszcze, tak żałosnego, że aż niewartego uwagi i wzmianki.

Gdy dodamy do tego ograniczenia, z jakimi nie mieliśmy do czynienia wcześniej, a więc niewidoczne ściany, to zaczyna robić się naprawdę niemiło. Oczywiście, nie wygląda to tak tragicznie jak w przypadku Wiedźmina, czy Arcanii, ale jednak. Wskoczyć na skały możemy tylko tam, gdzie przewidział programista i nigdzie więcej. Pływać nie potrafimy, co już zresztą miało miejsce w „jedynce”. A wieża (latarnia Jacka) wysoka na kilka pięter z zewnątrz, w środku ma tylko parter.

Pozostaje jeszcze muzyka. Ta jest nienajgorsza. Jak zresztą całe udźwiękowienie gry. Jedyny aspekt, do którego trudno się przyczepić. I dobrze, choć raz nie trzeba się spinać.

Recenzja jest chaotyczna i niepełna, ale chciałoby się powiedzieć: jaka gra, taka recenzja. Podsumowując mógłbym całość streścić tak:

Gra ogólnie wpisuje się w filozofię tworzenia PB i trudno byłoby ją pomylić z czymkolwiek innym. Ma swoje zalety: na przykład mapy, topografia terenów itp… (zawsze lubiłem to w ich produkcjach); poza animacjami- niezła grafika (zachody i wschody słońca potrafią być urokliwe, jaki gra światła i cieni w ogóle). Wbrew temu co napisałem wyżej, ma też trochę tego magicznego klimatu, choć nie ze wszystkim. Nie jest źle, ale nie jest również dobrze.

Pomijając szczegóły i rozdzielanie włosa na czworo, dla mnie kryterium ostatecznym jest jakość czasu spędzonego przy grze. Tak od połowy gry, w zasadzie grałem bez większego zainteresowania i przysłowiowych wypieków na policzkach. Ot, kończyłem grę, bo tak wypada. Jednak nic mnie w niej nie porywało. Eksplorację nowych terenów, otwieranie kolejnych skrzyń i wypełnianie następnych questów, robiłem raczej z obowiązku, niż z chęci zobaczenie co będzie dalej lub co znajduje się za następnym pagórkiem. I tu tkwi problem. Ta gra mnie nie porywa, zresztą dokładnie tak samo jak R1.

Ja jako fan Gothiców mogę wybaczyć PB wiele idiotyzmów w ich produkcjach, bo rekompensowane były w innych obszarach z nawiązką. Jeżeli jednak zostają stare wady, a w zamian nie dostaję tej nieuchwytnej magii i frajdy z gry, powodującej, iż chcę więcej i bardziej zanurzyć się w wirtualny świat, jest coś na rzeczy…

Jak gdzieś już pisałem, nie będę już tak niecierpliwie wypatrywał następnej produkcji studia Piranha Bytes i Deep Silver, a i z pre-orderem raczej dam sobie spokój. Co nie znaczy, że nie zagram w ogóle. Natura ludzka ma bowiem to do siebie (a przynajmniej moja natura), że cały czas skłania nas do wiary w innych i do nadziei, że lepsze musi w końcu nadejść. I tą myślą skończę tę nierówną walkę.

Moja ocena 6,5/10 i to tylko przez sentyment dla wcześniejszych dokonań PB.